piątek, 26 sierpnia 2011

Rozdział VII

Tę notkę zawdzięczacie Mizuri ^^. Dziękuję kochana za pogonienie mnie do wstawienia kolejnego rozdziału :) Może następny rozdział będzie szybciej, bo znów się nieco wkręciłam w opowiadanie, ale nie daję słowa, bo czeka mnie długi opis walki... cholernie trudno się takie coś pisze.
Zapraszam jeszcze na bloga : http://prisoners-yaoi-naruto.blogspot.com/ - dodałam tam nową notkę i przeprowadziłam się z onetu i na www.my-lord-naruto.blogspot.com - tam też ukazał sie nowy rozdział, ale parę dni temu ^^.

~~!~~


Nastał ranek. Słońce wstało, a razem z nim, gladiatorzy. Od samego rana nie próżnowali. Za rozkazem Orochimaru zjedli śniadanie i udali się do łaźni. Było to pomieszczenie okafelkowane z wieloma natryskami, do którego wpadały promienie słoneczne poprzez otwory zrobione w ścianach. Naruto stał pod natryskiem, mydląc się jakimś specyfikiem, przygotowanym przez służki Orochimaru. Dzisiaj był jeden z ważniejszych dni, po który miały odbyć się Wulkanalia, a Trak nie mógł pozwolić na to, aby Uchiha walczył z Bestią z Kartaginy. Ta walka należała się jemu, a nie jakiemuś gladiatorowi z potarganymi włosami i owianego bzdurną legendą.  

Po porannej toalecie znaleźli się z jednym z pokoi w domu Orochimaru. Niewolnice wcierały delikatnie w ich ciała olejki, zachwycając się ciałami gladiatorów. Trak nie czuł się z tym najlepiej, gdy jedna z dziewczyn zaczęła smarować jego uda. To było krępujące, zwłaszcza, kiedy widział pełny pogardy wzrok Uchihy, który bezwstydnie obmacywał jedną z niewolnic, posiadającą różowe włosy. Naruto pamiętał ją z nocy, kiedy wężowy Pan zrobił ucztę dla swoich wojowników. Wtedy też zarozumiały gal wybrał dziewczynę na nocne igraszki. Trakowi jednak nie było mu jej szkoda. Może, dlatego, że widział jak dziewczyna jest chętna do zabawy.

Prychnął pod nosem, zwracając na siebie uwagę służki, która spojrzała na niego pytającym wzrokiem.

- Czy… - zaczęła, ale Naruto spojrzał na nią beznamiętnie.

- Nic… - odpowiedział oschło. Nie miał zamiaru rozmawiać z kimkolwiek dzisiejszego dnia. Wciąż myślał nad walką z Mistrzem Kapui, którego nie cierpiał z całego serca. Był wściekły, że był wystawiony na początek Wulkanaliów, uniżając tym samym jego umiejętności i dumę. Widząc zaglądającego Orochimaru do pomieszczenia, wyrwał się od służki i podszedł do niego.

- Panie, chcę porozmawiać – z ledwością wydusił z siebie słowo „Pan”. Patrząc na bladą cerę właściciela domu dla gladiatorów. Orochimaru był niemal wyszykowany na dzisiejszą ucztę. Biała szata ciągnęła się do jego kostek zlewając się z jego skórą.

- Tak, Kyuubi? – uśmiechnął się wrednie, spoglądając na Traka z ciekawością. Musiał przyznać, że blondyn prezentował się godnie i na pewno wzbudzi niemałe zainteresowanie wśród zaproszonych gości.

- Chcę się zmierzyć z Mistrzem Kapui – powiedział pewnie, patrząc uważnie na swojego Pana. Orochimaru nie był tym faktem zaskoczony. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Trak nie cierpiał ówczesnego Mistrza Kapui. Zresztą mało, kto przepadał za tym pewnym siebie galem, którego nic nie obchodziło oprócz swojej własnej chwały i popularności. Mimo to jednak, Orochimaru dogadywał się z Uchihą. Bo w końcu jakby nie było, to on go stworzył.

- To jeszcze nie czas – odpowiedział. Wciąż mając na uwadze, że Trak był jego nowym nabytkiem o niewystarczającym doświadczeniu w walce na arenie. Nawet jego pamiętna walka na arenie z czteroma gladiatorami Zabuzy  nie mogła się równać z walką na arenie przeciwko Sasuke. To nie był ten poziom. Poza tym, musiał dbać o życie tegoż wojownika. W końcu małą sumę za niego nie dał.

- Jak to jeszcze nie czas? – spytał chłodno, z trudem utrzymując opanowanie. – Trenuję od rana do wieczora od dnia, w którym tu trafiłem. Przewyższam umiejętnościami nie jednego gladiatora, i to jeszcze nie czas? – zmrużył wściekle oczy, zaciskając pięści.

- Tak, dokładnie. Uzbrój się w cierpliwość i wracaj do swoich dzisiejszych obowiązków, to może następnym razem będzie ci dane walczyć z Uchihą – odparł, kończąc tym samym rozmowę i oddalając się od Traka.

Naruto przeklął w duchu Orochimaru.

#

Znajdowali się w wielkiej sali, wypełnionej ważnymi ludźmi. Ich zadanie polegało – jak to już wspomniał Ibiki - na staniu i prężeniu mięśni. Wokół Traka zebrał się liczny wianuszek rzymskich kobiet, które podziwiały jego ciało, głośno komentując. Nie inaczej było z Sasuke. Mistrz Kapui posiadał własne grono wielbicielek, które bezwstydnie dotykały jego ciała, chichocząc pod nosem. Mimo to, Uchiha nie był wystarczająco zadowolony. Spoglądał z niemal morderczym wzrokiem na blondyna, marszcząc nos w złości. Wcale nie podobało mu się to, że Trak szczycił się takim zainteresowaniem wśród ludzi, nie zasłużywszy sobie na to odpowiednio. W końcu to Sasuke był gwiazdą. Sławą domu Orochimaru. Najlepszym z gladiatorów o nieprzeciętnym intelekcie, boskim ciele i nieziemskiej urodzie.

- Ocho, widzę, że Uchiha nie w humorze – zagadnął do Naruto Kiba, który stał niedaleko niego, przyglądając się uważnie czarnowłosemu. Mimo tego, że chłopak na początku ich spotkania, przestrzegał go i Narę przed uściśleniem jakichkolwiek więzów głębszej przyjaźni, teraz sam został ich przyjacielem.

- Jak gdyby kiedykolwiek w nim był – odparł blondyn, uśmiechając się pod nosem i przenosząc wzrok na owianego sławą gala. Natknął się na jego czarne, przeszywające tęczówki, które spoglądały na niego groźnie.

- Patrzy się na ciebie jakby chciał cię zabić – szatyn przełknął głośno ślinę, odwracając wzrok od postaci bruneta. Speszył go ten krwiożerczy wzrok, który z Traka, przeszedł na niego. – Cholera Naruto, przez ciebie to on i mnie chce zabić! – niemal, że jęknął, patrząc w uparcie na jakiś wazon. Przeklinał siebie, że wdał się w taką przyjaźń z blondynem. Przez niego miał same kłopoty. Próbował się trzymać od niego z dala, kiedy niewiadomo jak, został wplątany w pewną aferę z blondynem, lądując w ten sposób w jakiejś dziurze, skąd uchachani gladiatorzy wyrzucali zawartość śmierdzących odchodów z wiader. W tamtym momencie naprawdę chciał zabić Traka. Ale to właśnie był punkt przełomowy w ich relacjach, który połączył ich ze sobą dosyć mocno. Mieli wtedy całą noc, aby się lepiej poznać, przebywając zatopieni do połowy pasa w odchodach. Dla Kiby był to najgorszy moment w życiu, później już nie dostawali tak ohydnych kar przez rozwiązły język Naruto. Najwyraźniej Trak nieco zwolnił z gadką, po tej śmierdzącej karze.

- On wszystkich chciałby zabić – powiedział spokojnie Naruto, który z wrednym uśmieszkiem wciąż patrzył wyzywająco w czarne tęczówki. Kiba spojrzał na niego jakoś ze zdenerwowaniem.

- Przestań! Zabijesz nas! – jęknął, zauważając jak Naruto wraz Sasuke mierzą się spojrzeniami. – Ty masz naprawdę nierówno pod Panteonem! Kładziesz się pod miecz pupilka bogów, na miłość bogów, przestań do cholery! – niemal krzyknął do ucha blondyna, który skrzywił się od ilości decybeli. Naruto spojrzał urażony na niego.

- Uwierz mi, że jedyna rzecz, która może cię zabić, jest twoje tchórzostwo – odparł, na co szatyn nieco się obraził, odpowiadając jedynie, że nie jest tchórzem.

Niedługo potem na środek sali wyszedł, Orochimaru z kieliszkiem wina w ręku i z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy. Tuż koło niego stał dumnie Uchiha, który patrzył przed siebie, nie zwracając najmniejszej uwagi na swoich kolegów.

- Drodzy goście! – odezwał się donośnym głosem długowłosy mężczyzna, zwracając na siebie uwagę ludzi – Rozkoszowaliście się moim jedzeniem i winem, zadawalając swoją obecnością moją piękną żonę – tu wskazał rękę na biuściastą kobietę o długich blond włosach, która uśmiechnęła się w stronę męża, unosząc kieliszek. – Ale przechodząc do setna sprawy. Chciałbym wam przedstawić moich faworytów na jutrzejszym święcie…

Kiba ponownie spojrzał na blondyna, który uśmiechał się z satysfakcją wymalowaną na twarzy.

- Bogowie, o czymkolwiek myślisz, przestań! – szepnął przerażony.

Naruto spojrzał na niego rozbawiony.

- Co planujesz? – spytał Nara, który także niepokoił się o Traka. Już zdążył się przyzwyczaić, że mężczyzna był nieobliczalny w swoich poczynaniach i miał lekką obsesję na punkcie Uchihy.

- Za chwilę się przekonasz – odpowiedział, wciąż się uśmiechając i przenosząc wzrok na Uchihę.

- Sasuke, Mistrz Kapui – dało się słyszeć głos Orochimaru, który przedstawiał swojego najlepszego wojownika – wkroczy jutro na piach, aby zmierzyć się z … - nie dokończył swojej wypowiedzi, kiedy Trak niespodziewanie rzucił się na Uchihę, powalając go na ziemie i usiłując uderzyć gala pięścią. Właściciel domu gladiatorów zaskoczony spojrzał na swoich wojowników, klnąc soczyście pod nosem i wyzywając Traka od debili w duchu.

Tłum gości zawrzał, nawoływując wojowników do dalszej walki. Obserwowali z zafascynowaniem jak Naruto uderzył pięścią w twarz bruneta, który z kolei zrzucił go brutalnie na ziemię i wstając na równe nogi, by chwilę później zrównać się wraz z Trakiem, w którego wymierzył silny cios w brzuch. Blondyn syknął z bólu, z trudem unikając kolejnego ciosu Sasuke. Niestety następnego ataku nie odparł. Uchiha rzucił się na jego plecy, przyduszając go przedramieniem i zakładając mu dźwignię. Naruto wyprostował się w miarę możliwości i rzucił się o ścianę w taki sposób, aby brunet uderzył boleśnie o ścianę, rozluźniając nieco uścisk.

- Stop! Wystarczy! – krzyknął podenerwowany Orochimaru, który starał się opanować – rozdzielić ich! – rozkazał, by chwilę później jego ochraniarze odciągnęli od siebie wojowników; Długowłosy nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale widząc zainteresowanie gości, postanowił brnąć dalej – Hah! To tylko przedsmak tego, co się wydarzy w jutrzejszym dniu! Widzicie tą żądze władzy w ich oczach? Tą chęć wylania krwi? – pytał się tłumu, wskazując na gladiatorów – Jutro! – krzyknął raz jeszcze – Będziecie świadkami tej walki na arenie. Ich spór zostanie rozwiązany pięściami i mieczem!

Na te słowa Trak jedynie się uśmiechnął z satysfakcją.

#

- Mógł zniszczyć przyjęcie! – krzyknęła podenerwowana kobieta, która czesała swoje blond włosy grzebieniem zrobionym z drewna. Siedziała na krześle patrząc na swojego męża, który stał koło okna. – i zamiast kary zostaje zaszczyt walki z Uchihą?! – prychnęła.

- Sama widziałaś, że goście byli zadowoleni. – mruknął zły – Poza tym, musiałem to jakoś wytłumaczyć – potarł dłonią o czoło, czując mętlik w głowie. Trak przyprawiał go o niemałe kłopoty.

- To zwierze, a nie gladiator! Po cholerę chciałeś go mieć?! Nie widzisz jak niszczy twoją reputację? – mówiła dalej, sięgając po kieliszek wina i upijając z niego parę łyków.

- Tsunade, kochanie – zmiękczył swój głos, próbując uspokoić swoją żonę – Właśnie, dlatego go chciałem. Jest nieprzewidywalnym i ma to coś wyjątkowego….

- Chyba wyjątkową głupotę w nim ujrzałeś – burknęła, na co Orochimaru się uśmiechnął.

- Chodziło mi o inną wyjątkowość, ale nie zaprzeczę, że trzeba być wyjątkowo głupim, aby pchać się pod nos Sasuke. Mam nadzieję, że wykaże się nieco większą inteligencją na arenie, bo czuję, że mógłby być świetnym wojownikiem. Posiada to, co każdy Trak, czyli wolę walki – podszedł do kobiety, składając jej pocałunek na karku – jeszcze pieniądze się nam zwrócą.

#

Siedzieli w ciemnej celi, oświetlonej tylko od niewielkiej poświaty światła od znajdującej się na korytarzu pochodni. Naruto dzielił celę z Kibą, który patrzył na niego z dziwną miną.

- Nie wiem czy mam ci gratulować czy współczuć – odezwał się, wciąż przyglądając się uważnie Trakowi, który tylko uśmiechnął się kpiąco.

- Rób jak uważasz, ja jestem zadowolony – odparł spokojnie, wywołując grymas na twarzy szatyna.

- Pff… ciekawe czy byłbyś taki chętny do walki z Madarą – odezwał się głos z innej celi. Należał on do mężczyzny z rudymi włosami i tatuażem na czole. Naruto pamiętał, że kiedyś wymienił z nim kilka zdań i na tym się to skończyło.

- A kto to Madara? – zapytał zainteresowany, odwracając głowę w kierunku głosu.

- Staniesz jutro do walki przeciwko Sasuke, a nawet nie znasz historii areny – prychnął rudowłosy, patrząc kpiąco w oczy blondyna. – Madara jest znany jako jeden z najsilniejszych gladiatorów, jaki kiedykolwiek stąpał po arenie. Ludzie się go bali i niektórzy padali tylko od jego spojrzenia… ci mieli szczęście. Madara słynął z tego, że żadnej walki nie przegrał. Mówią, że nawet raz walczył z setką ludzi… - zaczął tłumaczyć – i żaden z nich nie przeżył. – dodał grobowym akcentem, kończąc opowieść.

Naruto uśmiechnął się drwiąco.                                        

- To tylko głupia legenda… - odparł. Ci wojownicy naprawdę byli naiwni w jego oczach.

- Madara nie jest legendą – pochwycił temat Kiba. – On nawet nie był człowiekiem… - szepnął, przybliżając się do blondyna – Mój ojciec mówił mi, że zanim zrezygnował z walk, to tylko jeden człowiek przeżył z nim pojedynek. – coraz bardziej ściszał głos, jakby się bał, że ktoś może usłyszeć ich rozmowę.

- I żyje pośród nas z batem w ręku – dodał jeszcze mniej entuzjastycznie rudowłosy, który kątem oka zauważył przystającego koło ich cel, Ibikiego.

- Jutro – odezwał się chłodny, głęboki głos, który przerwał wieczorne opowiastki wojowników – Wielu z was wkroczy na arenę po raz pierwszy – powiedział, patrząc na Kibę – a niektórzy – tu zawiesił głos, przenosząc wzrok na postać blondyna – po raz ostatni.