wtorek, 1 lutego 2011

Rozdział II

Hey! Jednak dodaję rozdział dziś wieczorem. Nie wiem jak mi wyszedł. Nie mam dziś głowy do wychwytywania błędów, a bety nie posiadam, więc drodzy moi czytelnicy - bądźcie moimi betami :) Notka jest długa, ale nie przyzwyczajajcie się za bardzo. Uważam, że wiele z was się zanudzi, czytając ją. Powód jest prosty i pewnie sami zaraz się przekonacie. Ale wynagrodzę wam to w 3 części, gdzie już pojawi się Uchiha :)
Chciałam jeszcze podziękować Daimon za zwrócenie mi uwagi dotyczącej bogów Rzymian. Przez ten błąd, zapamiętam tą różnicę do końca życia. I może dobrze, że tak się stało, bo nigdy nie potrafiłam zapamietać czy Dzeus był u Greków, czy u Rzymian.

PS jak zrobić pasek po boku bloga, w którym mogłabym umieścić rozdziały opowiadania?
~~!~~
Przyjechała zadaszona woźnica, do której wsiedli zakupieni niewolnicy wraz z dwoma pilnującymi ich wyszkolonymi gladiatorami. Naruto przeklął soczyście, gdyż jego plan ucieczki właśnie diabli wzięli. Usiadł naburmuszony w kącie wozu, co chwilę zmieniając z trudem pozycje. Kajdanki przypięte do jego nóg raniły dotkliwie kostki, sprawiając mu niemiłosierny ból. Trochę lepiej było z kajdankami przypiętymi do rąk. Te dawały nieco swobody, nie uciskając za mocno nadgarstków i nie robiąc pieczących ran. Ale te skaleczenia były niczym uszczypnięcie w skórę w porównaniu do bólu obtłuczonego barku i klatki piersiowej.
- Gdzie nas wiozą? – burknął zły, spoglądając spod łba na współtowarzyszy jego losu. Nie potrafił w tej chwili wykrzesać ze siebie jakiegoś milszego tonu dla ucha i może to było powodem, dla którego wszyscy, jak jeden mąż spojrzeli na niego z nieopisanym mu dotychczas wyrazem twarzy.
- Z drzewa oliwnego się zerwałeś? – prychnął stłumionym śmiechem tęgawy mężczyzna o nienagannej posturze ciała. Jego brzuch był idealnie zarysowany mięśniami, które spinały się od jego irytującego śmiechu. Brązowe włosy spadały mu do czekoladowych oczu. A zważając na jego ubranie, nie był tym jednym z niewolników, z którymi stał dzisiejszego popołudnia w oczekiwaniu na „łaskę”. W końcu, niesprzedani niewolnicy albo niepokorni jeńcy wojenni trafiali na areną w celu zabawienia publiczności, jak sam się już zresztą przekonał.
3 dni wcześniej
Parny dzień. Tłum Rzymian przybył, na co dwutygodniowy pokaz rzeźni na arenie w Koloseum. Wystawieni jeńcy wojenni, skazani na śmierć przeciwko dobrze wyszkolonym gladiatorom. Nie ma opcji, aby któryś z jeńców przeżył, zwłaszcza, kiedy na jego życiu ciążyła kara śmierci.
- Drodzy Rzymianie! – odezwał się legat cesarza, który przemową starał się uciszyć tłum rozwrzeszczanych mieszkańców Rzymu. Podniósł ręce ku górze prosząc o ciszę wśród zebranych gości, którzy przyszli się zabawić, oglądając krwawą, brutalną i nierówną walkę gladiatorów ze skazańcami. – Chciałbym was przywitać i podziękować za tak liczne zainteresowanie dzisiejszymi pokazami, w których udział biorą gladiatorzy Zabuzy oraz pojmane, szczekające kundle, skazane na waszą łaskę, której oczywiście nie macie – zaśmiał się, a wraz z nim zebrani Rzymianie. – Niestety, cesarz nie może nas zaszczycić swoją obecnością w dzisiejsze, piękne popołudnie, ale od tego ma przecież mnie – dookoła rozniosły się wrzawy zadowolenia. – Przywitajmy oklaskami senatora Baki’ego i jego przecudowną małżonkę Anko! – szum oklasków falował echem po murach Koloseum, docierając do uszu nieszczęśników, którzy lada moment mieli być wystawieni na pewną śmierć.
W zapyziałych celach siedzieli najróżniejsi skazańcy. Jedni wychudzeni w starszym wieku, drudzy wręcz przeciwnie. Byli tu jeńcy wojenni, oszuści, złodzieje i osoby niewygodne i stojące na przeszkodzie w karierze cesarza.  Ale wszystkich łączyło jedno. Byli wystraszeni i podenerwowani swoim przyszłym losem. Modlitwy i płacz odbijały się od murów, pogłębiając nienajlepsze już samopoczucie silniejszych psychicznie jeńców, posiadających, choć odrobinę nadziei w swoich sercach. Choć każdy się zgodzi, że trudno jest w takim zgiełku utrzymać rozsądek i spokój, kiedy wokoło było czuć zapach moczu i strachu. Treść żołądka sama nasuwała się do gardła.
- Och, to chyba jakieś kpiny! – zerknął z niesmakiem na staruszka, który ze strachu popuścił. Rozumiał, że ludzie się boją, ale to była już przesada! Tak zachowują się tylko tchórze, którzy za ocalenie swojego życia, potrafiliby sprzedać własną rodzinę i dorzucić jeszcze oprawcy coś ekstra. – Tak nie zachowują się mężczyźni. – skomentował głośno, zwracając na siebie uwagę innych jeńców.
- W takich okolicznościach, nie licz na coś innego. Poza tym, jak taki mądry, to zobaczymy jak będziesz trząsł portkami na arenie. – odparł zamaskowany mężczyzna o brązowych włosach, poczym dodał: -W obliczu śmierci, ludzie błagają o litość.
- Nie wszyscy. Nie zamierzam błagać nikogo o litość. To razi moją dumę, jak już, to stawię czoła śmierci. Chciałbym, aby ludzie zapamiętali mnie, jako prawdziwego mężczyznę, który walczył do końca. Nie zamierzam się hańbić przed zbliżającą się śmiercią. Po drugiej stronie nie odbuduję mojego wizerunku. – zlustrował obecnych kpiącym wzrokiem – Sami powinniście pomyśleć jak chcecie zginąć. Umrzeć, błagając o litość, której i tak nie dostaniecie, czy walczyć do ostatniej kropli krwi, dostając, choć niewielkie uznanie u tych pieprzonych arystokratów, co przyszli się zabawić, patrząc na nasz koniec. Wyobrażam sobie, że muszą mieć niezły ubaw z człowieka, który jest w stanie zrobić wszystko, aby darowano mu życie.
Tymi słowami najwyraźniej ich przekonał. Wszyscy kiwnęli twierdząco głowami na znak, że zgadzają się z jego wygłoszoną mową.
- Chyba też chciałbym godnie umrzeć – przyznał mu rację jeden z niewolników.

- A teraz nadszedł czas na pierwszą walkę! – krzyknął legat, doprowadzając zebranych do okrzyków radości. – Wypuście gladiatorów i oszustów! – rozkazał, a chwilę później na arenie stanęli wymienieni osobnicy, gotowi do walki. Tłum Rzymian wygwizdał skazańców, a gladiatorów przywitał gromkimi brawami.
Okrzyki walki roznosiły się pogłosem po arenie, docierając do uszu jeńców, którzy nie wyszli jeszcze na scenę. Mimo przeraźliwych jęków bólu, docierających do nich zza krat, trzymali się hardo, nie pozbywszy się ostatnich iskier nadziei na godną śmierć. Już chyba pogodzili się ze swoim losem, a mając do wyboru hańbiącą porażkę z chwalebną porażką, najwyraźniej wybierali chwalebną porażkę, która dla nich i tak będzie zwycięstwem w starciu ze strachem.
Pierwszy pokaz dobiegł końca. Świadczyli o tym strażnicy, ciągnący poćwiartowane, zakrwawione zwłoki, które były zdegradowane ubytkami niektórych części ciała. Na piersiach mieli poszarpane rany niczym od pazurów jakiejś bestii, a z ich brzucha wychodziły wnętrzności jak z ziemi wychodziły glizdy po deszczu, z tą jednak różnicą, że jelita wręcz wypływały z szeroko rozciętej rany, zadanej jakąś straszliwą bronią. Naruto jednak nie potrafił stwierdzić, co bardziej go obrzydzało. Czy glizdy wyłażące z ciała człowieka, których części odrywały się po drodze, tworząc krwawe, mięsne ślady do klatki lwów, czy może raczej ciała jeńców z utraconymi głowami, gdzie w miejscu przecięcia wypływała obficie brunatna ciecz. Z jego celi doskonale widział zarys kręgów schowanych pod naruszoną już skórą nieżyjących niewolników. Przełknął z trudem ślinę, która jak kawałek kostki z kurczaka utknęła mu w gardle i nie chciała przejść przez kanał gardłowy do studni, zwanej żołądkiem. Ten widok budził w nim niepohamowany gniew, który oszczędzał na walkę na arenie. On jeszcze im pokaże!
- A teraz moi drodzy – znów odezwał się donośny, tenorowy głos legata, którego Naruto tak nienawidził – specjalnie dla was, uroczysty pokaz walki między czterema gladiatorami a byłym generałem Tracjan, który nie potrafi ocenić swojego miejsca w swoim nic niewartym życiu.  – tutaj tłum się oburzył. Najwidoczniej nie byli radzi z tego, że legat stawia na nierówną walkę. Mimo tego, prawa ręka cesarza wciąż kontynuowała - Zobaczymy czy i w takim przypadku wciąż będzie taki odważny i bezczelny. – spojrzał ukradkiem na miejsce, z którego miał wyjść jeniec - Rzymianie! Zapamiętajcie twarz tego człowieka, który ośmielił się mnie znieważyć!
Naruto z dostojnym krokiem wyszedł zza bramy, ukazując się na arenie i łypiąc groźnie na cesarskiego legata. Tak, to prawda. Był generałem wojska Tracjan i pewien sposób znieważył tego szumowinę. Ale było to w jego obowiązku, kiedy wojsko Rzymian, które miało im pomóc w wojnie, nie dotrzymało słowa i wykorzystało Traków do własnych celów. Nie było wyjścia, jak wymierzyć tym oszustom sprawiedliwość i stoczyć z nimi zwycięską bitwę. Nie jego wina, że Rzym ma tak słabo wyszkolonych wojowników, (którzy w rzeczywistości byli naprawdę dobrze wyszkolonymi żołnierzami – w tym przypadku, o ich porażce zadecydowała liczebność). Dlatego nie było mu żal swojego życia. Zrobił to, co było słuszne i biło w jego sercu. Był dumny ze swoich dokonań i śmiało tarł na spotkanie ze śmiercią, mimo wygwizdów skierowanych na jego osobę, które obijały się o jego uszy, niczym fala morska o brzeg skały.
W chwili, kiedy na przywitanie wychodzili jego arenowi wrogowie, w jego stronę posypały się jakieś resztki jedzenia. Jednak żaden odpadek nie miał czelności dotknąć jego ciała, jak już to ziemi, po której stąpał bosymi stopami. Spojrzał jeszcze z kpiną na resztki kurczaka i bogowie wiedzą, czego jeszcze.
 „Nawet celować nie potrafią”.
Spojrzał na ustawiających się w kręgu gladiatorów, którzy zapewne mieli w planie zamknąć mu możliwość ucieczki i nawzajem przyszpilić go swoimi mieczami na wylot. Ale nie z nim te numery. Pochwycił mocniej swój miecz, unosząc go do góry w prawej dłoni, zaś drugą ręką poprawił uchwyt tarczy, rozluźniając lewą rękę, która musiała poruszać z niezwykłą zręcznością i siłą w celu odparowania ataku. Mógłby teraz ustawić się nogami w pozycji gotowości, ale w tym przypadku taka strategia nie miała sensu. Wiadomo przecież, że jak czwórka silnych mężczyzn rzuci się na niego w tym samym czasie jak jeden mąż, narażony będzie na dotkliwe rany. W tym wypadku musiał eliminować ich pojedynczo, dając sobie szansę na odrobinę dłuższe życie. Zmarszczył brwi i z okrzykiem bojowym rzucił się stronę jednego z gladiatorów, z dobrze opancerzonym napierśnikiem i hełmem. W pewnym ułamku sekundy przypomniał sobie scenę zza krat celi. A mianowicie, ciała bez głów. Szyja i głowa były najdelikatniejszą częścią każdego człowieka. Zadając ból przeciwnikowi w te miejsca, ma się ogromne szanse na szybką i niemęczącą walkę.
Machnął mieczem pod kątem w stronę sieciarza, który był gladiatorem posiadającym sieć i długi trójząb. W porównaniu do Naruto posiadał także nagolennik i hełm, zabezpieczający go przed ciosami. Trak wybrał właśnie jego, jako pierwszego przeciwnika, zważając na fakt, że trzymana w ręku sieć gladiatora, mogłaby by mu sprawić niemały kłopot w starciu z innymi galami. Sieciarz nie omieszkał zaprzepaścić okazji i wystawił do przodu swój trójząb w celu wzbudzenia poczucia niebezpieczeństwa od strony jeńca. Po chwili zaczął machać siecią by zarzucić ją na blondyna, który zgrabnie wyminął pułapkę, rzucając się na ziemie i przeturlawszy się pod nogi sieciarza, zadając mu cios w łydki. Wojownik syknął z wściekłości i przyciągnął bliżej swój trójząb, starając się nim trafić w górną część ciała skazańca, która z trudnością omijała ciosy rozszalałego osobnika. Naruto przeklął w pewnej chwili, kiedy trójząb zahaczył ostrzem skórę ramienia, zostawiając głęboką ranę. Blondyn będąc unieruchomionym pod nogami sieciarza, postanowił zadać mu cios poniżej pasa. W chwili zadowolenia wojownika, Naruto podniósł się do siadu prostego, wymierzając ostrze miecza w krocze nieświadomego gladiatora. Po arenie rozległ się ryk bólu.
Byłemu generałowi Tracjan, szło całkiem dobrze, po mimo paru cięć na plecach i ramionach, zadanych mu od ostrzy broni. Już nie poruszał się tak sprawnie jak na początku, powodem tego było zrzucenie go na ziemię i bolesne skopanie. Doszło do tego w trakcie zadawania śmiertelnego ciosu sieciarzowi w szyję. W tamtej chwili rzucili się na niego pozostali gladiatorzy. Dobrze, że mężczyzna z toporem nie zamachnął się na niego, bo zapewne straciłby jakąś kończynę ciała. Rozejrzał się ponownie, szukając kolejnego przeciwnika do eliminacji, ale było to nad wyraz trudne. Gladiatorzy stali bardzo blisko siebie, gotowi do zadania ataku. Naruto na ten widok westchnął utrudzony. Nie pozostało mu nic innego jak szybko rzucić się na gladiatorów. W końcu zaskoczenie może mu dać punkt przewagi. Rzucił się po raz kolejny w stronę wojowników, wymachując mieczem na wysokości barków. Ostrze otarło się o skórę z jednego z gladiatorów. Był on najmniej groźny od nich wszystkich; posiadał prosty miecz i tarczę. W tym czasie podbiegł do niego mężczyzna z toporem. Naruto wystraszony jego bronią, uchylił się przed ciosem, który wbił się w ciało człowieka za nim. Dowodem na to był przeraźliwy krzyk koło jego ucha. Nie myśląc wiele, pociągnął za topór wojownika, wyrywając mu go ręki. Udało mu się, bo jak miewał, mężczyzna był w ciągłym szoku po zabiciu nie tego człowieka, którego powinien. Nagle poczuł ogromne uderzenie, które powaliło go z nóg. Zlękniony lekko, zaczął uciekać na czworaka, by po chwili stanąć na nogi i odbiec kawałek od przeciwników. Odwrócił się w momencie, kiedy na horyzoncie pojawiła się lecąca w jego stronę włócznia. Cudem uniknął śmierci. Ostrze przecięło mu skórę na ramieniu. Spojrzał na okropną ranę, zaciskając usta z bólu. Fuknął jedynie tylko i spróbował mocno się zamachnąć zapożyczonym toporem. Z bólem obkręcił go kilka razy w rannej ręce i puścił go w stronę zmierzających ku niego wojowników. Niestety nie trafił tak jakby chciał. Topór wbił się w tarczę jednego z gladiatorów. Nie zdążył nawet przekląć, kiedy poczuł wilgotną ciecz na swoim policzku. Ledwo odwrócił głowę, i znowu to poczuł. Mężczyzna przed nim, dzierżył trójząb nieżyjącego sieciarza i właśnie teraz robił mu piękne blizny na policzkach. Wściekły kucnął na ziemię i i podhaczył swojemu oprawcy kończynę dolną, zwalając go z nóg. W tej chwili miał go unieruchomić i udusić, ale przecież nie mogło być tak pięknie. Mężczyzna z buławą grzmotnął go w bark. Obraz Naruto wydawał się nieostry i jakby zamglony. Ból wytrącił go z równowagi i pozbawił resztki rozsądku. Wściekły jak lew, rzucił się na gladiatora, który uderzał go w odkryte ramiona buławą. Trak jednak nic sobie z tego nie robił. W napadzie szaleństwa nie czuł już bólu. Liczyło się tylko zabicie przeciwnika. W ostatniej chwili udało mu się ściągnąć hełm od człowieka z buławą, ponieważ gladiator od trójzębu, chwycił go za połów, unieruchamiając go od zadawania kolejnych ciosów. Naruto ledwo oddychał. Silne ramię wojownika spoczywało na jego gardle, a chcąc złapać świeżego powietrza do płuc, walnął mężczyznę hełmem w zakrytą głowę. Ale i to poskutkowało. Widocznie dźwięk w blaszanej puszce nie należał do najprzyjemniejszych.
Trudno było mu pokonać dwóch galów. Zwłaszcza teraz, kiedy oberwał buławą w klatkę piersiową. Czuł jakby nie miał płuc. Kaszlnął krwią i ledwo stanął na nogi, łapiąc z ziemi siatkę- ostatnią deskę ratunku. Miał plan i oby był dobry. Zarzucił z trudnością siatkę na broń gladiatora, i pociągnął ją gwałtownie ku sobie. Udało mu się ją wyrwać z jego rąk i z szybkością, na jaką go było stać, wyplątał buławę i uśmiechnął się szyderczo.
Chwilę później zabijał już gladiatora, uderzając w jego głowę ciężką, metalową niemalże maczugą. Jego ciosy nie musiały być silne, aby skręcić głowę przeciwnikowi. Odetchnął z ulgą. Pozostał mu już tylko ostatni. Odwrócił się w stronę gladiatora, który machnął mieczem w jego stronę. Instynktownie uchylił głowę i zadał gladiatorowi okrutny ból w krocze. Współczuł mu z całego serca, gdyż zdawał sobie sprawę ze stopnia bólu w takim miejscu. Ale, co mógł poradzić? Wyrwał mu z łatwością miecz z dłoni i wbił mu go w klatkę piersiową. Ostrze miecza przebiło wojownika na wylot.
Tłum oszalał. Okrzyki radości krążył dookoła jego pulsującej od bólu głowy. Zdawał sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec. Miał przecież umrzeć na arenie, a nie przeżyć w wielkim stylu. Już wyobrażał sobie wściekłą twarz legata cesarskiego. Stawiał swoje życie na to, że legat właśnie go przeklina.

- Tego jeszcze nie było… - rzekł senator. Był wielce zdumiony z takiego obrotu akcji. Nie spodziewał się takich umiejętności po człowieku, który nigdy nie był szkolony na gladiatora. Można by rzec, że był pełen uznania dla Traka.
- Czego? – Spytał zdenerwowany legat, któremu krew się wrzała od wściekłości.
- Niewyszkolony niewolnik pokonujący czterech gladiatorów  – odparł spokojnie Baki, uśmiechając się z zadowolenia. – No nic. Chyba musimy go ułaskawić.
- Ułaskawić?! – krzyknął – Musimy go zabić! Miał zdechnąć na tej arenie! Nie mogę sobie pozwolić na… - pełen oburzenia, ściskał z oczu pioruny w stronę senatora.
- Ależ możesz. Musisz pamiętać, że jak plebs jest zadowolony, to nie możesz tego zlekceważyć. Jeśli uniewinnisz Traka, dostaniesz chwałę i uznanie, na których tak bardzo ci zależy. – uśmiechnął się kpiąco na widok miny legata. – Chyba nie chcesz być uznawany za oszusta?
- Powiedziałbym, że raczej z Tracji – odparł, uśmiechając się z szaleńczym błyskiem w oku. Nigdy nie przeszło mu przez myśl, że legat może go ułaskawić.

6 komentarzy:

  1. Zanudzić się? W którym momencie?
    Jeśli myślałaś, że opis walki może być nudny to myliłaś się^^
    Opis wyszedł Ci super. Fakt, osobiście nie przepadam za opisami ale jeśli są to opisy przyrody. Opis walki był w sam raz. Normalnie jakbym siedziała na arenie i oglądała na żywca.
    Kto jak kto ale Naru ma takiego samego pecha i takie samo szczęście.
    Legat pewnie bedzie uprzykrzał i utrudniał mu życie jak się da. Skoro Naru go znieważył to ten mu tego wcale nie daruje.
    Mówisz Uchiha się pojawi w następnym rozdziale^^ Doczekać się już nie mogę^^
    Ja paska nie wiem jak zrobić więc dopomóc nie mogę pomimo chęci:D
    Pzdr^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jak ja czekałam na kolejny rozdział. Że jaki? Że nudny? Nieee moja droga, ja z wypiekami na twarzy 'oglądałam' walkę. Żeby było więcej atrakcji puściłam sobie głośno w ucho 'Kakuzu' z Shippuudena. Wrażenie powalające. Jak tylko zaczęłam czytać, to od razu do głowy wpadł mi ten kawałek. Razem świetnie wypadło. Sasuke w następnym, a tam Sasuke. Naruto! ;D Jestem zdecydowaną fanką tego blondasa i bardzo mi się u Ciebie podoba. Coraz bardziej.
    Trochę zamotał mnie początek. Jesteśmy złapani, potem kupieni, wrzucają nas na pakę i gdzieś wywożą. A tu nagle wspomnienie sprzed trzech dni, z areny o.O Strzelił mnie konfundus. Rozumiem, że między złapaniem a sprzedaniem, zaliczył już arenę.
    Pięknie, pięknie. Mi się podobało, bardzo obrazowo wszystko wyszło. Czekam teraz na spotkanie naszych chłopców :D Oj coś widzę, że nie będzie uprzejmie, jak zwykle na początku. Zaciera łapki.
    Wena i czasu :*
    Daimon

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak no to sie wkopałam bo komentarz ogólnie miał być dłuższy no ale jak to ja muszę coś nacisnąć i coś zwalić ... ehhhhhh
    No cóż powiem ci w wielkim skrócie to co napisałam w tamtym który " przypadkowo " ( czyli przez moja głupotę ) usunęłam.
    Więc krótko i zwięźle powiem że ten blog mnie od dosłownie 17 min uzależnił czyli teraz nie wyobrażam sobie żebym mogła go zamknąć i zostawić nie powracając do niego.
    Mam ogromną nadzieje że weny ci nie zabraknie i wszystko będzie dobrze życzę ci tego z całego serca :*
    Justyś/Ri-chan

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojeju, jeszcze nie widziałam takiego pomysłu na SasuNaru. Bo to będzie SasuNaru, prawda? :D *leci na górę bloga zobaczyc, czy czegoś nie pomyliła* No, raczej nie. W końcu kto normalny chce ratowac tyłek Naruto? Ktoś, komu potrzebny jest ten tyłek i lubi go. A dla mnie OTP jest SasuNaru.
    Co do stylu nie mam żadnych zarzutów - podoba mi się i tyle. Chociaż przyznam, że z lekkimi oporami przetrwałam początek, ale to pewnie przez ten natłok wiadomości, w końcu to dopiero druga notka. :3
    Tak więc czekam na nowy odcinek i zapraszam do siebie, gdzie jest tylko jedna notka i dopiero zaczynam, soł - http://teme-yaoi.blogspot.com; pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
  5. fajnie że wróciłaś do pisania bo kocham twoje opka czekam na następną notke
    a i fajnie by było jak byś wróciła do pisania złudnej iluzji bo to było fajne opko
    życzę weny Gosia:D

    OdpowiedzUsuń
  6. uuu nie dobrze, że spadłaś. Co do prądu to wiem, że były kłopoty, mnie na szczęście ominęły, choć nie powiem, światło mrugnęło mi parę razy. To wracaj do zdrowia, lecz siniaki i wracaj do nas.
    :*
    Daimon

    OdpowiedzUsuń