niedziela, 19 czerwca 2011

Rozdział VI

Dodaję nowy rozdział. Mam nadzieję, że nadal czytacie to opowiadanie, tylko z lenistwa nie komentujecie... Szczere komentarze bardziej motywują mnie do pisania, bo wiem, że mam dla kogo pisać :) Chciałabym, abyście podzielili się swoimi prośbami/uwagami ze mną. Czy odpowiadają wam opisy (ich długość), dialogii (za mało, za dużo), relacje bohaterów (w sumie dopiero się zaczną za 2/3 rozdziały), może chcecie, abym skupiła więcej uwagi na pozostałych bohaterach? Orochimaru, Shikamaru, Kiba... Co byście zmienili w tym opowiadaniu? Czy odpowiada wam dłogość rozdziałów. Chcę jakość iść do przodu w pisaniu, ale trochę mi trudno bez waszej pomocy.
Dla osoób, które czytają moje inne blogi, zapraszam na nowe rozdziały na:
www.my-lord-naruto.blog.onet.pl
www.milosc-jak-pozytywka-narusasu.blog.onet.pl
Może jeszcze dziś lub jutro dodam nowy rozdział na www.prisoners-yaoi-naruto.blog.onet.pl

~~!~~


Naruto patrzył na to z niemałym zdziwieniem. Orochimaru potrafił zadbać o swoich wojowników.

- W sumie takie życie nie jest złe – odezwał się Kiba, przypatrując się hulającym w najlepsze gladiatorom. Pili w najlepsze, zanosząc się, co chwile śmiechem – Gdyby tylko nie te zabójcze treningi – jęknął, ziewając.

Naruto nie skomentował tego. Dla niego takie przyjemności były mało znaczące. Może, dlatego, że był Trakiem i miał inne wartości, niż ci wszyscy Rzymianie razem wzięci? Może, ale przede wszystkim liczyło się coś innego, a mianowicie wolność i zabicie Legata. To było na początku jego listy celów, do których dążył. Nie miał czasu na głupie zabawy. Bo tak można nazwać to, co robili wojownicy Orochimaru w chwili obecnej.

- Idę spać – mruknął, niezainteresowany. Już dość się napatrzył na pijanych i uprawiających seks gladiatorów. Miał tylko wielką nadzieje, że nikt nie wtargnie na jego łóżko z nieprzyzwoitymi propozycjami. Chciał się wyspać dzisiejszej nocy, choć podejrzewał, że będzie ciężko, zważywszy na panujące jęki dookoła.

Dni mijały. A z każdym następnym zachodem słońca, czuł, że jest lepszy i silniejszy. Doktorek go nie oszczędzał. Ledwo się wysypiał, ale nie narzekał. Ważne, że zbliżał się powoli do swojego celu. Celu stania się silniejszym i wytrwalszym. Czas mijał w miarę szybko. Nie spostrzegł nawet, kiedy nastał dzień testu na stanie się wojownikiem domu Orochimaru.

- Dziś – odezwał się wysoki głos długowłosego mężczyzny. Stał na balkonie, wznoszą ręce ku górze jakby głosił jakieś ważne kazanie – nastał wasz dzień sądu. Zobaczymy, który z was jest godzień, aby dostać znak tego domu. – podniósł metalowy pręt z końcówką wyrobionego O.

Wszyscy ustawili się w szeregu, czekając na rozkaz Ibiki’ego. Mężczyzna przechodził obok nich, wybierając pary, które miały stanąć razem do pojedynku. Kiba trafił na Kankuro, Shikamaru na Dosu, a Naruto jak można było się spodziewać, na Mistrza Kapui, Sasuke. Trak podejrzewał, że Doktorek zrobił to specjalnie, aby pokazać mu, do czego jest zdolny prawdziwy gladiator. Nie przejął się jednak tym, choć pewnie ktoś inny na jego miejscu jęknął by ze strachu o swoje życie. Ale pewnie też nie każdy zdawał sobie sprawę, że dnia poprzedniego Pan Mistrz ostro zabalował z butelką wina, upijając się do nieprzytomności. Oczywiście z małą pomocą. Naruto doskonale wiedział, że Uchiha dnia dzisiejszego jest w kiepskiej kondycji. Cóż.. kac to morderca, jak to mówią.

Nadeszła jego kolej, na którą tak długo czekał. Wydawało mu się, że walki innych przeciągały się w nieskończoność. Stanął na desce, położonej dwa metry nad ziemią. To na tym, nowi mieli wykazać się sprytem, albo jakimś talentem, który mógłby ich trzymać w domu Orochimaru jako wojowników, a nie jako mięso dla wygłodniałych bestii.

Zanim dano sygnał rozpoczęcia walki, poprawił tarczę i miecz w ręku. Wystawił prawą nogę do przodu, a lewą do tyłu, opierając na niej ciężar ciała. Musiał pamiętać, że jak przeciwnik był blisko jednej z nóg, to trzeba było oprzeć na niej cały swój ciężar ciała, aby napastnik nie wykorzystał okazji do podhaczenia kończyny, w celu przewrócenia przeciwnika na ziemie. Równało się to z końcem pojedynku.

Spojrzał na Sasuke, który starał się zamaskować nienajlepszą kondycję dzisiejszego dnia. Uśmiechnął się pod nosem, widząc jego mizerne próby. Widocznie bogowie mu sprzyjali.

Dźwięk uderzającego miecza w tarczę, zasygnalizował rozpoczęcie walki. Trak nie zamierzał się wysilać. Podszedł ostrożnie w stronę Uchihy, trzymając twardo miecz w ręku. Miał już plan, jak zabrać się za skacowanego gladiatora, który ledwo utrzymywał równowagę na kawałku drewna. Zbliżył się do niego na odległość około dwóch metrów i uśmiechnął się do niego kpiąco, co zadziałało niczym czerwona płachta na byka. Sasuke ruszył w jego stronę. Naruto tylko na to czekał. Rozluźnił ucisk na tarczy i rzucił nią w zaskoczonego bruneta. Miał teraz okazję, aby podbiec do gladiatora i podhaczyć mu nogę, tak, aby Mistrz Kapui spadł hukiem na ziemię. Trak wychylił głowę, spoglądając z rozbawieniem na leżącego i wściekłego Uchihę.

- Jeszcze się doigrasz, Traku – usłyszał głos, który należał do Doktorka. Najwidoczniej go przejrzał, ale za bardzo się tym nie przejmował. Ważne, że skompromitował zarozumiałego Sasuke. – Tak łatwo ci nie odpuści.

- I o to chodzi – uśmiechnął się z zadowolenia, spoglądając na Doktorka, który pokiwał z politowaniem głową. W gruncie rzeczy, Ibiki nie był taki groźny, na jakiego się kreował przy nowych. Po prostu kierował się czystą psychologią, według której ludzie wyrabiają sobie zdanie na temat danej osoby na pierwszym spotkaniu. Tak, więc groźna postawa mężczyzny, budziła szacunek nawet, jeśli których z wojowników się z nim zaprzyjaźnił. A wszystko to, dzięki pierwszemu wrażeniu.

Ten dzień był początkiem jego nowej drogi. Na jego ręku został wypalony znak domu Orochimaru.

Jego oczekiwania nie ziściły się. Myślał, że jego pozycja podniesie się nieco do góry, że będzie brany bardziej poważnie. Niestety, mylił się. Gadka, że kiedy wypali się znak na skórze wojownika, czyni go bratem reszty gladiatorów była bujdą. Trzeba było wygrać kilka walk na arenie, aby zyskać, jako taki szacunek w oczach starszych wojowników. Wciąż byli pomiatani przez bandę Sasuke, który jak podejrzewał Doktorek, odpłaci się za porażkę. Wystarczyło poczekać na deszczowy wieczór, aby Uchiha wraz z bestią z Kartaginy, bo taki przydomek zyskał jego przyjaciel Neji Hyuuga, przywiązali go na dworze w czasie ulewy, zakneblując mu usta jakąś szmatą. W efekcie musiał czekać na wschód słońca, aby których z jego kolegów mu pomógł. Niestety doprawił się tamtej nocy uporczywego kataru, który nadal nie chciał odejść. Wracając jednak do bestii z Kartaginy. Skąd wzięła się ta ksywa? Otóż, jak słyszał od Nary, legenda głosi, że Neji, jako jedyny przeżył starcie swojego plemienia z innym plemieniem. Został on sam i pięćdziesięciu wrogich wojowników. Zabił ich wszystkich, ćwiartując ich ciała na małe kawałeczki i jedząc ich mięso przez parę dni.

Naruto nie wierzył w tę brednię. Tak samo jak nie wierzył w bogów i w przeznaczenie. To człowiek decyduje o swoim losie i nikt inny nie miał wpływu na jego życie.

Trak jednak nie musiał czekać długo na kolejną okazję do walki. Za parę dni miało się odbyć święto Wulkanaliów, związku, z czym, Orochimaru postanowił wystawić swoich wojowników do walki. Oczywiście ten stary gad miał w tym swój interes. Nie było to tajemnicą, że mężczyzna starał się o wyższą pozycję w Rzymie, a od czegoś trzeba było zacząć. W przypadku Orochimaru, było to podlizywanie się.

- To jak wyglądają walki? – spytał, dosiadając się do Nary i Inuzuki. Mieli teraz przerwę i odpoczywali w cieniu – wiecie, kto, z kim walczy?   

- Jeszcze nie – odparł Shikamaru – Dziś w nocy ogłoszą, kto i z kim walczy – mruknął, obserwując białe kłębki dymu, które wędrowały po niebieskim sklepieniu nieba. Przypominały w tej chwili zarysy kontynentów ziemi. Westchnął na te porównanie.

- Ciekawe, z kim będzie walczył Sasuke – Shikamaru mógł przysiądź, że widział błysk w oku Naruto. Czasem się zastanawiał, czy jego kolega jest w pełni normalny, bo przecież nikt o zdrowym umyśle nie wpakowywał się pod nos Uchihy.

Kiba spojrzał na Traka jak na obcą osobę.

- Czy ktoś ci kiedyś zrobił krzywdę w dzieciństwie? – spytał się, przypatrując się blondynowi uważnie. Uzumaki spojrzał na niego zdziwiony.

- Nie. Skąd takie głupie pytanie? – spytał, nie rozumiejąc toku myślenia mężczyzny z tatuażami na policzkach.

- Zachowujesz się jak masochista, zadzierając na każdym kroku z Uchihą. Czy to naprawdę przynosi ci przyjemność? – spytał, ze skwaszoną miną. Kompletnie nie rozumiał poczynań Traka.

- Największą na świecie – uśmiechnął się kpiąco blondyn – nie ma nic zabawniejszego od poirytowanego Mistrza – zaśmiał się, zwracając na siebie wzrok reszty gladiatorów.

- Masochista, normalnie – skwitował Kiba, widząc śmiejącego się Naruto – Masz na bani, ja bym nigdy nie chciał się z nim zmierzyć. – zmrużył oczy – Aż zadziwiające jest to, że jeszcze żyjesz – dodał ciszej. – po tym, co ty mu odpierdalasz. Ja bym to cię chyba na kwaśne jabłko zbił.

Trak nieco się uspokoił i spojrzał na kolegę.

- Tylko by spróbował, to by go gad na kompot przerobił – uśmiechnął się perfidnie, wstając na nogi – idę trzymać kondycję – powiedział, opuszczając dwóch szatynów w cieniu.

Noc nadeszła szybko. Słońce zaszło za horyzont, ustępując miejsca księżycowi, który zawisł nad głowami gladiatorów. Była to pora na wyczytanie listy.

- Zbiórka! – krzyknął Ibiki, pojawiwszy się na polu treningowym. Stał wyprostowany, trzymając w prawej ręce pewien zwój. Czekał, aż wszyscy wojownicy się ustawią, aby przeczytać listę pojedynków na Wulkanalia. Kiedy zapanował spokój, przeszedł do wyczytania gladiatorów – Trak i Kiba, Sai i Lee, Nara i Chouji – wyczytywał w kolejności jeszcze parę par wojowników – a na koniec dwie wisienki – uśmiechnął się z zadowolenia – Mistrz Kapui oraz Bestia z Kartaginy – zakończył czytanie ku uldze wojownikom. Wszyscy byli niemalże zadowoleni oprócz Traka, który jednak liczył, że to on stanie do walki z Uchihą. – A, i jeszcze jedno – odezwał się Doktorek – Jutro mamy gości. Będą to bogaci Rzymianie, których zaprosił Pan Orochimaru. Macie się dobrze sprawować, bo będziecie jutro główną atrakcją domu. Orochimaru liczy na wdzięczność i zadowolenie swoich gości, którzy będą jutro opuszczać progi tego miejsca. Więc bez żadnych szopek – ostrzegł – To dotyczy się szczególnie ciebie, Traku – zwrócił się do Naruto, posyłając mu groźne spojrzenie.

- Eee – odezwał się Kiba – a co my mamy właściwie jutro robić? – zapytał.

Doktorek uśmiechnął się pod nosem.

- Dobrze się prezentować – odparł. – Stać, prężyć mięśnie, nie bić się i najlepiej się nie odzywać. Ale pewnie i to sknocicie – mruknął pod nosem. – Z rana nasmarujcie się olejkiem, musicie dobrze wyglądać. Od tego zależy wasza wypłata – dodał.

Gladiatorzy spojrzeli wilczym wzrokiem na Naruto. Od dawna było wiadomo, że nie przepadali za nim, zwłaszcza, kiedy zbierali kary za jego zachowanie. A zdarzało się to dosyć często, niektórzy twierdzili, że nawet za często. Niestety Trak, nic z tego sobie nie robił. Robił, to, co mu się podobało. Nie przerażały go spojrzenia umięśnionych, wściekłych mężczyzn, którzy jak gdyby tylko mogli, rzuciliby się na niego, związując go sznurem i wrzucając do dziury, zakopawszy go żywcem.



~~!~~

niedziela, 5 czerwca 2011

Rozdział V

Dzisiaj nowy rozdział. Wybaczcie, że krótki, ale to taki wstęp do kolejnych, ciekawszych wydarzeń ^^.

~~!~~

Naruto spojrzał na swoją miskę, by po chwili przenieść wzrok na szczerzącego się osobnika o bladej cerze. Zacisnął usta w cienką linię i wstał, podążywszy w kierunku bruneta.
- Aż tak ci do śmiechu, gnido?! – syknął wściekle, patrząc w czarne, rozbawione tęczówki Uchihy. Nienawidził tego faceta, bo uważał siebie za władcę świata. W dodatku, za wiele sobie pozwalał.
- Żebyś wiedział. Nie ma nic zabawniejszego od tak skrzywionej mordy w środku dnia. Po prostu, boki zrywać – odpowiedział kpiąco, unosząc ironicznie kącik ust. Naigrywał się z chłopaka, czekając na jego reakcję.
- Wolę mieć skrzywioną mordę, niż mieć impotencje umysłową – uśmiechnął się z rozbawieniem, widząc gniew malujący się na twarzy wroga. Nie zamierzał pozwalać na takie posunięcia ze strony gladiatorów.
- Nie pozwalaj sobie! – syknął, przybliżywszy się do chłopaka i podtykając mu ostrze nożu pod brodę. – I co, nadal taki odważny? – zaśmiał się psychopatycznie, patrząc w niebieskie oczy nowego skazańca.
Naruto spojrzał z politowaniem na mistrza Kapui. Jego brwi powędrowały do góry, a wyraz twarzy pozostał obojętny.
- Spróbuj mnie tylko tknąć, a pożałujesz – syknął. Nie zamierzał kapitulować. To nie było w jego stylu. Zresztą był wodzem Traków, którzy zawsze walczyli do końca i nigdy nie uciekali z pola bitwy.
Uchiha spojrzał na niego wściekle. Nie podobała mu się odpowiedź nowego.
- Porachuję ci wszystkie kości na arenie – szepnął, patrząc wyzywająco w jego oczy – o ile będziesz godny, by się ze mną zmierzyć – uśmiechnął się jeszcze perfidniej, przybliżając swoją twarz do ucha Uzumakiego, tak by nikt nie mógł usłyszeć jego słów – i o ile przeżyjesz.
- Możesz być pewny, że nie zginę, dopóki cię nie zabiję – odpowiedział pewny siebie, nie zająkawszy się.
- Trzymam za słowo – posłał mu jeszcze kpiący uśmieszek i zabrał nóż z gardła blondyna. Odszedł od niego pewnym krokiem, kierując się na pole treningowe. Naruto na ten widok zacisnął mocniej usta. Zazdrościł mu, że może pracować nad swoją techniką walki na przyszłe zawody. Był świadomy, że z takim stanem ciała, jakim dysponuje w chwili obecnej, to Orochimaru go nie puści. Jedynie, co mu pozostało to przyglądanie się walce gladiatorów, analizując każdy ich najmniejszy ruch. Każdy z nich posiadał jakąś słabszą stronę w pojedynku. Takie informacje mogłyby mu się przydać w przypadku, gdyby musiał stanąć do walki z jednym z nich. I mimo uważnych obserwacji nie zauważył nic, co mogłoby być piętą Achillesa w stylu walki Uchihy. Był idealny w każdym calu. Jego ciosy były jakby w pełni przemyślane, dokładne, szybkie. Poruszał się z niezwykła zgrabnością, unikając raz po raz ataków zadawanych przez jego przeciwnika.  Ta mała scena imitacji walki na arenie tylko uświadamiała Naruto, że jak tylko wróci do zdrowia, to będzie musiał się ostro zabrać do treningów. 
Minął tydzień odkąd trafił do domu Orochimaru dla gladiatorów. Mógł już od paru dni uczestniczyć w prawdziwym męczącym treningu. Doktorek nie oszczędzał ich, wręcz przeciwnie, wyciskał z nich siódme poty, by ze zmęczenia padali na twarz. W przenośni jak i dosłownie. Do tego uderzał batem w plecy za każdą pomyłkę i „obijanie się”. Wydawało się, że dla tego człowieka nie istnieje słowo „odpoczynek” czy „przerwa”.  Bywało też czasem, że potrafił przyjść nocą do nowych rekrutów, aby zabrać ich na trening trwający do białego rana. Oczywiście nie mieli wtedy przerwy tylko od razu zaczynali trening z resztą wojowników. Miało to na celu wzmocnienie wytrzymałości, jak powiadał Doktorek.
- Wzmocnienie wytrzymałości, pff! – prychnął Kiba, siadając ze zmęczenie koło Naruto. Z jego czoła lał się pot, który starał się wytrzeć w rękę.
- Nie narzekaj, mogło być gorzej – odpowiedział Uzumaki, który wziął kęs chleba do buzi. Jeszcze nigdy jedzenie mu tak nie smakowało jak tutaj. Widocznie głód potrafił zdziałać cuda.
- Gorzej? – spojrzał na niego dziwnie – Gorzej już być nie może! – niemal krzyknął z podrażnienia.
- Tak, mógłby na przykład nie wziąć dla ciebie jedzenia – odparł między przerwami na żucie kromki chleba moczonej w owsiance. – Masz – podał mu miskę z płynem i spory kawałek chleba. – Póki masz jedzenie, to nie narzekaj – poradził mu.
- Ale żarcie to mogliby dać lepsze – mruknął drugi niewolnik, który jak do tej pory nie udzielił się w konwersacji Naruto i Kiby. Był to Shikamaru Nara. Człowiek z głową nie od parady. Inteligentny, silny a jednak leniwy i marudny. Chyba, jako jedyny obrywał najwięcej od doktorka za swoją leniwość i odpoczynki. Twierdził, że musi być wypoczęty, aby ćwiczyć, co oczywiście Doktorek komentował złośliwie. Mimo to, wywiązała się między nimi jakaś nić sympatii czy czegoś podobnego. Ale być może tylko, dlatego, że obaj byli Rzymianami.  Trzeba jeszcze dodać, że Shikamaru nie był byle, jakim niewolnikiem, ale był generałem wojska rzymskiego, który za niewykonanie rozkazu przełożonego, trafił na ustawiony handel, by później służyć w domu Orochimaru na dwa lata. Miało to go nauczyć posłuszeństwa jak mówił, ale trudno zmusić takiego człowieka do czegokolwiek.
Naruto westchnął. Minął jedynie tydzień tych męczarni, a on nawet nie miał siły, by sprowokować Uchihę do walki. Twierdził, że mimo braku wyszkolenia w stronę gladiatora, potrafiłby pokonać Sasuke. Jednak z wycieńczenia było to niemal niemożliwe. Widocznie Ibiki przyjął słowa Orochimaru poważnie. To znaczy „Wyszkol go jak najlepiej, dużo za niego zapłaciłem”. Prychnął, przypomniawszy sobie słowa jego nowego właściciela.
Odsunął tą myśl na drugi tor, podsumowując to jedynie korzyścią dla siebie. Im lepszy trening, tym szybsze stracie z zarozumialcem z górą mięśni.
Dzisiaj nowi mieli chwilę przerwy. Wiązało się to z przygotowaniem gladiatorów w jakiejś pokazowej walce na prośbę przyjaciela Orochimaru. Oczywiście w pokazówce musiał wziąć udział mistrz Kapui. Zgrzytał zębami na każdą wspominkę na temat tego człowieka.
- Słuchasz nas? – przed jego oczami machnęła ręka Inuzuki. Spojrzał na niego pytająco. Chyba się trochę zamyślił.
Kiba przewrócił oczyma.
- Za trzy tygodnie mamy testy na gladiatorów – powtórzył. – Będziemy walczyć z gladiatorami i jak wygramy, to wypalą nam znak domu tego wężowatego – dodał z przekąsem. Trzeba wiedzieć, że szatyn nie pałał sympatią w stronę Orochimaru. Nazywał go skąpcem, który karmi wojowników papką dla dzieci.
- To może zmierzę się z Uchihą – uśmiechnął się pod nosem.
- Tylko ciebie to może cieszyć – skomentował mężczyzna z tatuażami na policzkach. – Masochista – skwitował krótko i wziął ostatni łyk owsianki.
- Oby spełniło się twoje marzenie – mruknął Nara, leżąc na ziemi z przymkniętymi oczami – To byłoby zbyt upierdliwe walczyć z Uchihą.
*
Pod wieczór było spokojniej i jakoś inaczej. Przyjemny chłód, rześki wiaterek i promienie zachodzącego słońca były miłą odmianą od skwarzącego słońca w południe. I nawet trening pod batem Doktorka był przyjemniejszy, kiedy w pobliżu nie znajdowali się „prawdziwi” gladiatorzy. Mógł się przez to bardziej skoncentrować na szkoleniu nowych wojowników, dając im wskazówki.
- Szybciej! Uważaj na tył! Przeciwnik tylko czeka, aby cię od tyłu zaatakować! – krzyczał raz po raz uwagi, przyglądając się starciu nowych. – Ty! – krzyknął, wskazując głową na Naruto – Jesteś w gorącej wodzie kąpany, więc pokażę ci prawdziwe starcie – uśmiechnął się, zasięgając po swój miecz z pochwy. – No dalej – pośpieszył zdziwionego blondyna.
Na twarzy Traka zagościł usatysfakcjonowany uśmiech. Sięgnął ręką po swój miecz i stanął w pozycji gotowej.
- Taki nieposłuszny szczeniak, a nawet walczyć nie potrafi. I do tego chce walczyć z mistrzem Kapui – zaśmiał się – porywasz się z motyką na słońce, Traku – prowokował go, czekając na atak furii od strony Naruto. Nie czekał nawet długo, kiedy wściekły wojownik zaatakował go mieczem. Był to jednak tak przewidywalny ruch, że Ibiki go odparował. – trochę kreatywności nie zaszkodzi – uderzył mieczem pod kąt w broń blondyna, odrzucając jego ostrze daleko do tyłu. Zdezorientowany Trak spojrzał na lecący miecz, nie spodziewając się ataku ze strony Doktorka. Ibiki wykorzystał dezorientację wojownika, przybliżając się do niego i podhaczając mu nogę w takim miejscu, że Naruto upadł na piach. Doktorek przyłożył mu miecz do gardła – Gotowość i spokój w czasie bitwy. Tylko to uratuje twój tyłek od śmierci – powiedział, patrząc mu w oczy – albo – tu zwrócił się do reszty wojowników – dwa palce, które symbolizują poddanie się – uśmiechnął się jeszcze kpiąco w stronę blondyna, pokazując mu dwa palce i oczekując reakcji od strony pokonanego.
Naruto jednak nie zamierzał pokazywać tak kompromitującego znaku, więc z zaciętością patrzył w oczy Doktorka.
- Dzisiaj ci daruję, Traku – powiedział, zabierając ostrze z gardła blondyna i podając mu pomocną dłoń – Ale tam na arenie, może nie być innego wyjścia.
Naruto wstał z ziemi, otrzepawszy się z piasku i patrząc wilkiem w stronę zadowolonych kolegów.
- Ktoś tu przecenia swoje możliwości – usłyszał.
-Zamknij się – warknął, udając się w stronę słupa z drewna, aby na nim wyładować swoją złość.
*
Parę godzin później dało się usłyszeć roześmiane głosy gladiatorów wracających z walki. Wszyscy szczęśliwi, żywi i podpici, robili hałas na terenie domu Orochimaru. Najwidoczniej Pan ich wynagrodził za pracę, częstując ich alkoholem i kobietami, których było pełno w specjalnej chacie dla wojowników. Nieświadomi rekruci zerwali się z łóżek, chcąc zasmakować rozkoszy. Kibie nawet udało się pocałować niewolnicę.
- Gdzie te ręce? – Zapytał Uchiha, który trzymał w talii pewną dziewczyną o różowych włosach i w skąpej sukience – Kobiety są dla prawdziwych gladiatorów, a nie dla niewolników – zaśmiał się perfidnie, przybliżywszy się do dziewczyny, składając jej pocałunek na szyi. Chwilę później zniknął z ową niewolnicą w swojej celi.
Naruto patrzył na to z niemałym zdziwieniem. Orochimaru potrafił zadbać o swoich wojowników.