Odpowiedzi, co do waszych komentarzy.
Dreigo - Czuję się uradowana z powodu doznania takiego zaszczytu jakim było napisanie przez ciebie najdłuższego komentarza w swoim życiu. ^^
Daimon - nie wiem jak to robisz, ale... ale, no właśnie ale. Muszę zmienić taktykę, bo rozgryzłaś większość moich niedojaśnień w opowiadaniu. Tak, Naruto jest postacią zainspirowaną przez istniejącego w przeszłości gladiatora, nazywającego się Spartacus. (teraz, w celu pogłębiania wiedzy, zakupiłam nawet książkę pt."Powstanie niewolników."). Czerwone coś było Gaarą, jak przewidywałaś.
Kauru/Rii-chan - obecnie napisałam 5 stron A4 w wordzie. Pisząc więcej, potrzebuję więcej ilości czasu :) Niestety. Ale mogę nad tym popracować, by wydłużać stoponiowo rozdziały.
W tym tygodniu nie oczekujcie nowych notek, czeka mnie 7 sprawdzianów/prac klasowych/testów (w każdej szkole inaczej to nazywają). Chodzi o to, że są to prace są na min. 30 minut. Byłoby tego 5, ale jak się było chorym, to się ma bonusiki -,-".
Dziękuję jeszcze życzenia związane z powrotem do zdrowia :) Miło, że się o mnie martwicie :D Muszę powiedzieć, że czuję się dobrze, nie mam nic złamanego, ale mozliwe jest, że zrobiłam sobie coś z kolanem, ale muszę poczekać jeszcze jakiś tydzień, bo może ból bierze się od siniaka znajdującego się w tamtym miejscu :)
Pisałam rozdział przy piosence : Music
~~!~~
Obserwowany pod czujnym okiem człowieka z blizną, szedł posłusznie za jakąś niewolnicą, która miała go doprowadzić do niejakiego Orochimaru. Mężczyzna ten był panem tego domu dla gladiatorów i zajmował się sprawowaniem kontroli nad szkoleniem niewolników na przyszłych wojowników, wystawiając ich później na arenę w nadziei na uzyskanie sławy i chluby dla swojego domu. Oczywiste było, że za ta chwałą, kryły się także pieniądze, bo jakże by inaczej. Niemniej jednak, był wdzięczny temu dziwnemu facetowi za uratowanie jego życia, bo to on zaproponował cesarskiemu legatowi odkupienie go z rąk handlarza, który robił interesy w imieniu przełożonego władcy Rzymu. Był tylko ciekaw, co teraz usłyszy od tego trupio bladego mężczyzny o szorstkiej cerze i małych oczach. Być może się pomylił i Orochimaru będzie chciał go poćwiartować na milion kawałków na oczach swojej żony, aby pokazać jej swoją waleczność i odwagę? Rzymianie mieli naprawdę dziwne usposobienie.
- Wzywał mnie pan? – stanął wyprostowany, spoglądając odważnie w oczy swojego właściciela o długich, czarnych włosach. Orochimaru leżał na łożu pełnym poduszek, opierając się wygodnie i wyglądając niczym śpiąca Wenus autorstwa Gregorion’a, z tą jednak różnicą, że mężczyzna był odziany w przewiewną, białą szatę, a wokół niego stały dwie młodziutkie niewolnice, które usługiwały mu, podając winogrona i wachlując liśćmi palmy.
- Tak, jak pamiętasz, obiecałem ci załatwić lekarza i tego słowa dotrzymałem. Ale nic za darmo – ostrzegł, uśmiechając się perfidnie. Nie kupował byle, jakiego towaru do marnych zadań. Widział w tym chłopaku potencjał. Ten błysk w oczach, który mówił, że jest w stanie zrobić wszystko, aby się zemścić i uzyskać wolność. To była jego nowa przepustka do sławy.
- To nic nowego w tym zepsutym świecie. – odpowiedział zgodnie z prawdą, panującą w Rzymie. Jego oczy wciąż przyglądały się bacznie Orochimaru, który siedząc wygodnie na loży, dzierżył kieliszek wytrawnego wina w ręce. Rozkoszował się tym trunkiem, uśmiechając się z satysfakcją w stronę Naruto. Mimo to, blondyn stał nieruchomo, kątem oka zerkając po kątach w pomieszczeniu, w którym znajdowały się jeszcze dwie, skąpo odziane niewolnice, stojące przy drzwiach. Najwidoczniej jego pan lubił przebywać w towarzystwie kobiet.
- Bystry z ciebie chłopak. – zauważył, choć spodziewał tego po dawnym generale Traków. Była to kolejna zaleta, która mógł śmiało dopisać na listę nowo nabytego niewolnika. Nie często zdarzają się jeńcy o wysokim ilorazie inteligencji, a to świadczyło z kolei, że Trak będzie miał już pewien rodzaj przewagi na arenie.
- Co mam zrobić? – spytał bez ogródek, mrużąc oczy w wyczekiwaniu na odpowiedź. Nie uśmiechało mu się ciągłe wyczekiwanie na udzielenie mu odpowiedzi ze strony bladego człowieka.
- Przeżyć za wszelką cenę. – rzucił szybko, poczym dodał jeszcze - Masz żyć i sięgnąć po chwałę dla tego domu, a później upokorzyć i zniszczyć legata. – odparł, podnosząc się na nogi i podchodząc do stojącego na baczności gladiatora w celu przyjrzenia mu się uważnie. Uśmiechnął się jeszcze z satysfakcją, badając każdy skrawek ciała jego nowego nabytku.
- Nawet bez rozkazu pana, dokonałbym tych rzeczy. – odwzajemnił uśmiech, spoglądając odważnie w uradowane, miodowe tęczówki. Nie trudno było się domyślić, że obaj byli z tego faktu niezmiernie zadowoleni.
- Dobrze. – stwierdził, kładąc swoją bladą rękę na ramieniu blondyna – nie spodziewałem się, że będziemy się tak świetnie dogadywać – na jego twarzy błąkał się triumfalny uśmiech. – teraz chodź, czas na lekarza. Musisz być w pełni sił, aby przynieść mi chwałę - wyciągnął rękę ku górze, zaciśniętą w pięść jakby tymi słowami wypowiadał wojnę samym bogom Panteonu.
Leżał na jakiejś gołej desce, która w tym miejscu robiła za łóżko. Była cała ubrudzona krwią i pachniała stęchlizną. Znajdował się obecnie w pomieszczeniu przeznaczonym dla rannych. Musiał stwierdzić, że nie było tutaj zbyt przytulnie. Kilka desek, stolik z różnymi specyfikami, noże z dziwnymi ostrzami, alkohol… o! To ostatnie nie doprowadzało go, do aż takiego poczucie beznadziejności, ale wiadomo przecież, że rany polewa się trunkiem i jest to dość bolesny zabiegł. Obrócił głowę w stronę czarnowłosej kobiety, która przypomniała o sobie, robiąc hałas w przeszukiwaniu potrzebnych rzeczy do przygotowania lekarstw, strącając buteleczki nieuważnie. Wydawało mu się, że wrzucała ona najróżniejsze zioła do miseczki ubijając je i polewając czymś, co później wymieszała z niemałą trudnością. Przypatrując się jej w chwili obecnej, rozmyślał nad tym, czy będzie musiał wypić to ohydztwo, czy być może papka eliksiru wyląduje na jego skatowanym ciele. Osobiście wolał drugą opcję, bo nigdy nie wiadomo, co znajduje się w eliksirach cud. Być może znachorka pomyliła jakieś składniki, skazując tym sposobem blondyna na śmierć, który w gruncie rzeczy, chciałby jeszcze pożyć na tym brutalnym świecie. Wracając jednak do kobiety. Była ona raczej znana, bo zapewne nie nosiłaby bogato szytej sukni z jedwabiu na jedno ramię. Materiał był koloru ciemnej zieleni, co dla Naruto było idealnym połączeniem zawodu z ubraniem. Znana znachorka ubrana w ciemno zieloną suknię.
- Gdzie czujesz najdotkliwszy ból? – spytała nagle, wyrywając Traka z analizy jej osoby. Nawet nie spojrzała na niego, będąc zajętą mieszaniem specyfiku.
-Myślę, że w klatce piersiowej – odpowiedział, ledwo zaczerpawszy odpowiedniej ilości powietrza do płuc. Podejrzewał, że musiał mieć obtłuczone kilka żeber.
- zaraz to sprawdzę – rzekła, dokończając mieszanie zielonej breji. – Połóż się na plecach – rozkazała, podchodząc do niego i kładąc na jego klatce piersiowej swoje ręce, którymi uciskała stłuczone ciało – Powiedz, w którym miejscu najbardziej cię boli.
- Sss – syknął. – tu najbardziej – odpowiedział, kiedy kobieta nacisnęła na fragment ciała pod mostkiem.
- Nie jest źle – stwierdziła. – To poważne obtłuczenie i siniak. Może lekko naruszone żebra, ale mogło być gorzej. Nie mówię, że ból zniknie wciągu paru dni. Może to potrwać dwa tygodnie, ale lepiej żebyś trzy dni odpoczął, bo inaczej nadwyrężysz się jeszcze bardziej i proces leczenia wydłuży się do paru miesięcy.
- Niech pani to powie mojemu panu. To nie ode mnie zależy. – skrzywił usta jakby zjadł plasterek kwaśnej cytryny. A spowodowane było to tym, że kobieta polała spirytusem jego ranę na plecach.
- I po to tu jestem. – szepnęła za jego uchem - Trzy dni i możesz wracać do ćwiczeń.
Oczywiście na słowach znachorki się nie skończyło. Podała mu zielonkawo-brunatne lekarstwo, które kazała mu brać przez dwa tygodnie w celu wzmocnienia organizmu. Dała mu także maść, którą miał się smarować, aby przyśpieszyć kurację leczenia oraz oczyścić rany z bakterii.
Pod koniec dnia, wrócił na spoczynek wśród gladiatorów. Nikt już raczej nie zwracał nań uwagi, z powodu wyczerpania po męczącym dniu. Także, więc skradł się cicho do wyznaczonego miejsca i położył się na drewnianej konstrukcji łóżka, okrytej byle, jakimi materiałami, które miały służyć za wygodę.
Następnego dnia rozległ się krzyk Doktorka, oznajmującego pobudkę oraz dźwięk uderzanego bata w metalowe pręty od tak zwanych cel – wyznaczników miejsc spędzonych nocy niewolników. Naruto z ledwością wstał na nogi. Ból obtłuczonego ciała nie pogorszył się, choć mimo to, wciąż usilnie doskwierał. Siedział jeszcze przez chwilę, zastanawiając się, co ma począć. Miał zakaz ćwiczeń przez trzy dni, ale to nie oznaczało, że miał siedzieć bezczynnie. Z takim też założenie, poszedł zobaczyć trening swoich kompanów niedoli.
Obserwując niewolników Orochimaru, zapragnął do nich dołączyć. I nie, on wcale im nie zazdrościł, ale myślał raczej kategoriami, że będzie do tyłu ze sprawnością, zwłaszcza, kiedy jego zapał do ćwiczeń podjudził pewien bohater z legend, od którego usłyszał:
- Pupilek pana nie musi pracować? Czyżby to jakieś układy, o których nie mam pojęcia? – były to oczywiście słowa pana mądralińskiego, który drażnił Traka na każdym kroku, wbijając mu szpilę, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja.
- Kyuubi! – wydarł się wściekle Orochimaru, który wszedłszy na teren treningu zauważył „ćwiczącego” skazańca. – chodź tu do mnie na chwilę – syknął, wlepiając w jego osobę spojrzenia swoich małych, trochę skośnych oczu. Nie podobała mu się postawa jeńca. Kto normalny by się forsował, kiedy miał odpoczywać?
- Tak? – spytał, podchodząc do niego, ociera wszy pot z czoła.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – wlepił w niego morderczy wzrok - Miałeś leżeć przez te pieprzone trzy dni, a ty jak szaleniec bez mózgu zabierasz się za ciężki trening! Czy ty w ogóle słyszałeś, co mówiła ta baba od lekarstw? Nie po to kazałem jej ciebie zbadać! – Orochimaru wydawał się naprawdę rozwścieczony zaistniałą sytuacją. Zresztą, każdy by był, gdyby znał drugą pobudkę odkupienia Traka z rąk śmierci. Właściciel domu dbał o swoje interesy.
- Wybacz, ale nie mogę sobie pozwolić na to, aby reszta twoich podwładnych zauważyła, że mi pobłażasz, w czasie, kiedy oni wyciskają siódme poty. Nie uważasz, że jest to podejrzane? – bronił się, usilnie utrzymując spokój ducha. Nie mógł się nikomu narażać w czasie niedyspozycji.
- Zgoda, możesz trenować, ale nie rzucaj się na głęboką wodę. – zgodził się, przeanalizowawszy wcześniej słowa blondyna - Nie możesz się forsować, bo nie po to cię kupiłem. – spojrzał na niego, oczekując potwierdzenia ze strony skazańca, który po chwili pokiwał głową na znak, iż rozumie. Konsul ludusu odwrócił się w stronę barczystego mężczyzny z batem.
- Ibiki! Dopilnuj, żeby Trak przez trzy dni za mocno się nie forsował. Chcę jeszcze mieć z niego użytek. – zaakcentował ostatnie słowo, dając tym samym do zrozumienia, że skazaniec ma wyjść cało z treningów zapowiedzianych przez wspomniane dni.
Doktorek kiwnął potakująco głową, uśmiechając się pogardliwie w stronę nowego jeńca. Trzeba mu przyznać, że ulokował się na najwyższej pozycji, zatytułowanej mianem „najprzeraźliwszego człowieka, stąpającego po ziemi.” Naruto czasem się zastanawiał, czy Orochimaru nie wyciągnął Doktorka z piekielnych otchłani, bo tylko tam pasowała muskularna postać i brutalny charakter człowieka z blizną na twarzy.
Mimo to, trener niewolników usłuchał pana i posłał Traka na ćwiczenia w „pajęczej sieci”, którą była obszarem urozmaiconym przeszkodami przyziemnymi, takimi chociażby jak dziury w ziemi i zawiedzoną siatką, przez którą trzeba było przejść, stawiając nogi w odpowiednie, wyznaczone miejsca w czasie rokordowym. To ćwiczenie miało na uwadze poprawienie szybkości i zwiększenie logicznego myślenia, bo każda nieuwaga wiązała się z siniakiem i upadkiem, a każde niepowodzenie posyłało ćwiczącego na miejsce startu.
W środku dnia pogoda zrobiła się bezduszna. Słońce grzało ciała ćwiczących gladiatorów. Pot lał się litrami. Nieuwaga i pragnienie rosło na sile. Nic dziwnego, była to godzina, w której słońce górowało na niebie najwyżej wciągu dnia. Widząc męki, skazańców, podarowano im krótki odpoczynek, dopóki skwar panujący w Kapui, nie zmniejszy się.
Mężczyźni odetchnęli z ulgą, zasiadając przy stole w oczekiwaniu na popołudniowy posiłek. Wiadomo, że ćwiczenia zmagały apetyt, a ich wydaje się, bezdenne studnie pomrukiwały groźnie domagając pożywienia niczym stado lwów, zamkniętych w klatce, czekających na świeże mięso.
- Jak dobrze! – mruknął zadowolenie jeden z gladiatorów, opadając na ławkę i kładąc tyłów wraz z rękoma na stole. Odróżniał się od większości mężczyzn przez swoje srebrzyste włosy, które nijak pasowały do jego młodzieńczej twarzy, – ale jestem zmachany! Przy tym upale ledwo się ruszam! – jęknął, kładąc swoje ręce na głowę – jeszcze udaru dostanę!
- Nie marudź. Ciesz się wolną chwilą, nie wiadomo, kiedy przyjdzie następna. – burknął mężczyzna o czarnych, przydługich włosach, który przypatrywał się jednemu z swoich gladiatorskich braci. W domu Orochimaru był zwyczaj nazywania siebie braćmi, jeśli niewolnicy zasłużyli na znak. To znaczy na wypalany przez Doktorka fragment skóry, przez przyłożenie gorącej stali w kształcie spirali do ramienia. Bez tego znaku, nie było się traktowanym z szacunkiem. Dlatego też nowi rekruci nie mieli się najlepiej.
- Haha, patrz, co robi Dosu – wskazał na mężczyznę, który opróżniał swój żołądek, napełniając garnek z jedzeniem dla nowo przybyłych – Ten skurwiel nie zna litości, hehe – zaśmiał się po raz kolejny.
Uchiha także odwzajemnił śmiech swego kompana, obserwując jak chwilę później rekruci nakładają sobie posiłek na gliniane talerzyki.
- Tfu! – wypluł jedzenie, które przed chwilą wziął do buzi i wytrącił miskę z rąk Naruto, roztrzaskując ją.
- Ej! – blondyn spojrzał na niego wściekle, wyczekując od chłopaka z tatuażami na policzkach jakiejś sensownej wymówki.
- Bydlaki naszczali do kaszanki – mruknął niewyraźnie, plując we wszystkie strony w celu pozbycia się niemiłego posmaku zalegającego w ustach.
Naruto spojrzał na swoją miskę, by po chwili przenieść wzrok na szczerzącego się osobnika o bladej cerze. Zacisnął usta w cienką linię i wstał, podążywszy w kierunku bruneta.
- Aż tak ci do śmiechu, gnido?! – syknął wściekle, patrząc w czarne, rozbawione tęczówki Uchihy. Nienawidził tego faceta, bo uważał siebie za władcę świata. W dodatku, za wiele sobie pozwalał.